piątek, 21 grudnia 2012

Nieszczęścia nie chodzą parami. One łażą dziesiątkami! Jak spadnie na kogoś problem, to nie jeden, a od razu piętnaście. I to jest życie, to jest prawda. Sypie się wszystko po kolei. Jedno po drugim. Myślisz, że gorzej już być nie może. A jest! Właśnie że może i jest!
Ale ja nie mówię tego NA SZCZĘŚCIE z własnego doświadczenia. Od jakiegoś czasu obserwuję i rozmawiam z ludźmi, których te nieszczęścia spotykają. Ja NIE NARZEKAM. Naprawdę. Ja mam za co dziękować i mam powody do radości. Ludzie, na których mi faktycznie zależy, wierzą we mnie, są przy mnie i zawsze mogę na nich liczyć. Dają mi wskazówki, rady i wsparcie. Czuwają nade mną :) A ja ich nie zawiodę :)

niedziela, 16 grudnia 2012

Do Świąt już tylko tydzień. Na razie nie udzielił mi się ani nastrój świąteczny, ani szał porządków, ani pogoń za prezentami, karpiem, czy grochem. Wiem tylko, że szykujemy Wigilię u nas w domu i że będą moi rodzice. W sumie to jest przecież najważniejsze: święta mają być rodzinne, ciepłe, pełne radości, bliskości i spokoju. A czy na stole będzie pięć ciast, osiem sałatek, cztery rodzaje mięsa i ryba przyrządzona na sześć sposobów, czy tylko sernik, smażony karp i jedna sałatka, to nie powinno nam to zepsuć nastroju. Czy pod choinką będzie czarne porsche, czy tylko rajstopy w takim (czarnym) kolorze, to też nie powinno zabić uroku świąt. Czy dywan będzie wytrzepany na wszystkie strony, czy tylko odkurzony - również nie powinno zaburzyć spokoju i miłej atmosfery.
Życzę sobie i wszystkim dystansu, naturalności i przeżywania tego, co naprawdę ważne.

środa, 12 grudnia 2012

Matematyka od zawsze była moją mocna stroną, dlatego pojęcie nieskończoności nie było dla mnie trudne do ogarnięcia. Niestety dzisiaj też stało się mi bliskie - wielkie stosy i hołdy prania są u mnie zawsze i oceniam, że będą w nieskończoność. Prasuję i prasuję, i wyprasować nie mogę.
Zawsze jak prasuję, to słucham muzyki i myślę. Podobno lepiej, żeby kobieta nie myślała, bo to rodzi tylko nieszczęścia - tak usłyszałam, stojąc ostatnio w sklepowej kolejce...
Ja jednak myślę. I stwierdzam: ci, co uważają się za pępek świata i nie widzą nic, poza czubkiem swojego nosa, co nie dają sobie żadnej uwagi zwrócić, bo wszystko wiedzą lepiej, to zwyczajne dupki i nie ma sensu poświęcać im więcej uwagi, bo odbiorą to jako zainteresowanie swoją osobą i znowu będą się panoszyć, wywyższać i pokazywać swoje nadmuchane, plastikowe i nic nie warte ego.
A prasowanie jak było, tak jest...

niedziela, 9 grudnia 2012

Zastanawia mnie, dlaczego niektórzy idą przez życie bezboleśnie, kiedy inni dostają na swoje ramiona ogrom problemów, tragedii i cierpień. Czy na tym polega równowaga? Że jedni tracą pracę, dowiadują się o chorobie, mają problemy w rodzinie itd.itp, natomiast inni nie wiedzą, co to strach, stres i cierpienie? Co nas nie zabije, to nas wzmocni. Owszem, to właśnie wskutek ciężkich przeżyć, tragedii i różnych doświadczeń, zmienia się podejście, wzmacnia, uodparnia, nabiera siły i energii. Jednak czasem wszystko jest tak nagromadzone jednocześnie, że człowiek jest przygnieciony całym ciężarem nawarstwionych problemów i nie daje rady. Tymczasem drugi lajtowo brnie do przodu, nie znając uczucia ciężaru. Nie wiem, kto ostatecznie zyskuje więcej. Nie wiem...
Życie bywa skomplikowane. Nic jednak nie dzieje się bez powodu. Wierzę w to bardzo. Dlatego myślę, że osoby tak bardzo zranione, upokorzone, cierpiące, będą mogły wreszcie odetchnąć z ulgą, uśmiechnąć się i być szczęśliwymi już zawsze. Wtedy będzie równowaga.

czwartek, 29 listopada 2012

Jeżeli ktoś słyszał, że będziemy malować dom na kawę z mlekiem i teraz będzie chciał  takowy kolor dostrzec, to ostrzegam, że nie zobaczy tam ani kawy, ani mleka, za to różowe kakao.
Nie interesuje mnie, czy to dobrze, czy źle - grunt, że przez ostatni miesiąc było ciepło :) Dziś pachniało wręcz wiosną. Znając jednak prognozy pogody, wiem, że za chwilę zaczną się mrozy. I moje nadzieje związane z zimą są wciąż te same, co w ostatnim wpisie. W szczególności chciałabym, aby niska temperatura miała zbawienny wpływ na podejmowanie rozsądnych decyzji.
Ja czasem sama utrudniam sobie życie, niepotrzebnie zagłębiając się w jakieś sprawy lub wałkując w kółko ten sam temat. Na cholerę! Powinnam dać sobie spokój i olać pewne rzeczy. Tym bardziej, że i tak nie mam na nie wpływu.
Co innego ze sprawami, na które mam ewidentny wpływ i które wręcz ode mnie zależą. Tu powinnam być ostrożna, przewidująca i mądra. Powinnam myśleć i rozsądnie kierować się sercem :) Powinnam być sobą, ale podejmując decyzje i dokonując wyborów, kierować się dobrem najbliższych. Powinnam.

wtorek, 30 października 2012

zima

Pora roku, której po prostu nie znoszę, właśnie nas przywitała i niebawem zagości na dobre. Wczoraj rano 10 minut skrobałam szyby w samochodzie, a po pracy je odśnieżałam. Nie kocham zimy i nie zmieni tych uczuć już żaden fakt (nawet ten pierwszy - moje narodziny w lutym :)) Znam oczywiście osoby, które zimę uwielbiają i nie ma to nic wspólnego z prezentami pod choinką, ani karpiem na wigilijnym stole.
Ja mogę mieć jedynie nadzieję, że tym razem zima przyniesie pozytywne zmiany, ostudzi niektórym zapały, wywieje głupkowate pomysły, ochłodzi napalone ciała, zamrozi, by przetrwały, dobre stosunki, zlikwiduje bakterie i orzeźwi umysły.

niedziela, 28 października 2012

rocznica gliniana

W czwartek minęła dziewiąta rocznica naszego ślubu. Kawał czasu. Czasu pięknego, wypełnionego śmiechem, miłością, czułością i wiernością. Czasu wypełnionego pracą, rozmowami, wsparciem, mobilizacją, życzliwością, radością. Czasu, który miewał również chwile zgrzytów, wybuchów i kłótni. Czasu, który zaowocował wspólnymi decyzjami, sukcesami, osiągnięciami. Czasu obfitego w przeżycia. Czasu, który na pewno nas scalił, wzmocnił i przybliżył.
Bo czas nas uczy pogody :)
Dziewięć wspaniałych lat!

niedziela, 21 października 2012

Wino - im starsze, tym lepsze. Czy z kobietą może być podobnie? (przynajmniej do pewnego momentu, czyli wieku...). To pytanie stawiam nieprzypadkowo, jednak mam świadomość, że odpowiedzi mogą być różne, w zależności od płci i upodobań osoby, która je wypowie. I jak zawsze, wszystko zależy od wielu czynników i uwarunkowań. Tak , czy siak, miło jest słyszeć komplementy na swój tema, kiedy ma się 20, 35, czy 55 lat :)

piątek, 19 października 2012

cel

Czeka mnie niezły maraton pt. sprzątanie. Chłopaki skończyli ocieplać dom, teraz malują na wybrany przez nas kolor (kawa z mlekiem podobno) i tyle. Potem muszę wkroczyć ja. Wypucować okna, żaluzje, parapety, schody, taras. Czy jest ktoś chętny do pomocy?
Człowiek musi mieć cel w życiu. Takie ogólno-domowe i remontowo-budowlane wyznacza mój Przemuś. I jak do tej pory: wszystko osiąga. Muszę wziąć z niego przykład i też wyznaczyć sobie cel. Niekoniecznie budowlany :)

Najlepsza

Jestem po prostu bezczelna. Nie napisałam (jak mogłam?), że jak zwykle (to już standard, tradycja, pewniak) piękny makijaż na wesele (makijaż, który uwydatnił, co trzeba, a zakrył defekty) wykonała moja Alunia. Ona jest w ogóle boska - zawsze znajdzie lek na wszystko: na popuchnięte od kataru oczy, na suchą i sypiącą się skórę, na francowaty i bolący odcisk, na brak koncepcji na siebie, na nieudaną fryzurę pod kapelusz, na zranioną duszę i na kiepską kreację. Pocieszy, wytłumaczy, skrytykuje, doradzi, zaleci, wysłucha, współczuje. Można z nią konie kraść :)
Dzisiaj zrobiła mi kolejną niespodziankę. Cieszę się jak dziecko. Przebiła mi ucho!!! I mam drugiego kolczyka :) No zawsze tak chciałam :) I mam!!! :) Bezboleśnie, bezstresowo. Alunia jest the Best!

środa, 10 października 2012

Tak, tak - po weselu, ale przed Komunią. Już się zaczęły zebrania, spotkania, zbiórki, a mamy dopiero październik... Siostra jednak kazała wszystko rozsądnie zaplanować, a wydatki rozłożyć w czasie. I pewnie ma rację, bo ma doświadczenie. Ponadto Pierwsza Komunia ma być ważnym wydarzeniem i przeżyciem w sferze duchowej, a nie materialno-konsumpcyjnej. A jednak mi z moją komunią zawsze kojarzy się rosyjski bodajże zestaw: kalkulator-zegarek-dlugopis oraz złote kolczyki z czerwonym koralem. No i jeszcze ksiądz Andrzej, który przytulał dziewczynki do swego dużego brzucha. Nie pamiętam zbyt wielu szczegółów, ale mam kilka zdjęć, na których zresztą wyglądam, jakbym ważyła minimum 70 kilo...
Dzisiaj można przynajmniej zrobić odchudzający retusz w photoshopie :)

środa, 3 października 2012

i po weselu

Na lekarza to ja się na pewno nie nadaję. Tak zmasakrowałam sobie palca u nogi (a miałam go wyleczyć), że do dzisiaj się goi. W sobotę cudem wsadziłam stopę do szpilki. Cud zresztą nie trwał długo. Zaraz po obiedzie szpilki zmieniłam na japonki. Pan Bóg nade mną jednak czuwa - pogoda była piękna i nie marzłam. Oczywiście tak bym nie wariowała, gdyby nie "wery, wery specjal" dzień: ślub i wesele Karoliny i Adriana :)
Wyglądać więc trzeba było, a i do tańca noga była mi potrzebna :)
Objadłam się jak smok, wytańczyłam, za zdrowie Młodej Pary wypiłam.
No i tak ten czas zaiwania, że człowiek się nie obejrzy, a będzie się bujał w fotelu z kocem w kratę na kolanach (bo zimno i stawy bolą), z szydełkiem w ręku i tysiącem zmarszczek na twarzy.
Ostatnie wesele w rodzinie w takim przedziale wiekowym...

sobota, 8 września 2012

Nasz dom.
Chaos? Muzeum? Graciarnia? Być może, ale tylko z pozoru. U nas (u mnie) każda rzecz ma swoje wyznaczone miejsce. Każdy przedmiot ma swoje ustalone wręcz położenie geograficzne. Każdy rachunek, dokument, kolczyk, szklanka, czy majtki zawsze znajdują się w tym samym miejscu. No chyba, że dana rzecz jest akurat w użyciu (w ręce, w uchu, czy na pupie). Ale zaraz potem musi być odłożona, gdzie trzeba. Rachunki za gaz osobno, za wodę osobno, za prąd osobno. Oddzielnie papiury związane z telefonem, ubezpieczeniem, kredytem, pracą, budową. Dokumenty firmowe, domowe i milion innych papierków, kwitków i świstków - wszystko w specjalnych teczkach, koszulkach, czy segregatorach. I tak ze wszystkim. Pościel, firany, płyny, szczotki, wiadra. Kosmetyki, ubrania, książki, gazety, płyty. Woreczki, ścierki, słoiki. Gwoździe, kable, młotki, żarówki. Ręczniki, proszki, żelazko, lekarstwa. Laptop, aparat, drukarka. Garnki, sztućce, opiekacz, ziemniaki. Adapter, lampa, maszyna. Dziurkacz, spinacze, guziki, suszarka. Wino, taca, serwetki. Toaletowy papier, klamerki i brykiet do grilla.Wszystko ma swoje miejsce.
Od zawsze wiadomo, że lubię gromadzić wszelkiego rodzaju gadżety, że zbieram starocie, że mam dużo różności. Jednak wszystko musi być poukładane. Każdy bibelot ma swój "adres".
Nie wyobrażam sobie żyć w bałaganie i drażni mnie, jak coś jest nie tam, gdzie powinno. Bywam pedantyczna do bólu.
Oczywiście zdarza się, że klucze zamiast wisieć w specjalnej szafeczce, to leżą w kuchni na blacie, że przy łóżku leży gazeta, że na stole rozłożone są zeszyty i książki, że ubrania czekają na wyprasowanie, a w kuchni są nieumyte naczynia. Normalny nieporządek związany z codziennym życiem i funkcjonowaniem w rodzinie. Nie jestem znowu potworem. Ale muszę mieć wszystko pod kontrolą. Nie robię testów białej rękawiczki (czy jak się tam nazywa modny ostatnio program), ale lubię ład i porządek. Mam to po mamie :)

poniedziałek, 3 września 2012

hasła

Kiedy ostatnio pan poprosił mnie o wymyślenie i wpisanie hasła (10 liter, w tym minimum 3 cyfry), abym mogła następnym razem samodzielnie korzystać z danej aplikacji, wręcz się przeraziłam. Za chwilę będę musiała podawać hasło, jak będę chciała np.otworzyć lodówkę. Hasła są wszechobecne! Hasło do poczty, hasło do fejsbuka, hasło do bloga, pin do karty. Login i hasło do konta, do panelu, do strony x, do strony y, do programu, do sklepu internetowego... Hasło wejścia, kod do alarmu, kod w telefonie, hasło do allegro... Najgorsze jest to, że hasła są różne. Wymyślone lub z góry narzucone, proste, banalne, skomplikowane, długie, złożone. Jak je wszystkie zapamiętać? Gdzie bezpiecznie zapisać? Można je trzymać w jednym miejscu i wymyślić kolejne hasło dostępu. Hasło do wszystkich haseł. Ale to może być pułapka. Pułapka dla nas samych, bo wyobrażacie sobie, co by się stało, gdyby to jedno hasło zostało odkryte lub skradzione?

sobota, 1 września 2012

Helołł :)
Nie umarłam, żyję. I mam się całkiem dobrze, tylko doby są za krótkie.
Stanęło na naszym rodzinnym wyjeździe do kurortu pt. Szczawnica. I stwierdzam, że "wczasy" się udały. Pogoda była wyśmienita. Nie graliśmy więc w karty z kuracjuszami i nie chodziliśmy na wieczorne dancingi. Wręcz przeciwnie: czas spędzaliśmy aktywnie. Wyjazd na Palenicę (widział ktoś kiedyś, żeby w góry iść w białej długiej spódnicy i czarnych szpilkach? Nie? A ja widziałam: kobietę w całkiem dojrzałym wieku, która wystroiła się jak na odpust i nie mogła zrobić kroku bez wsparcia męża i syna, bo połamałaby nogi w swoich czarnych szpilkach...), spływ Dunajcem, leżenie nad rzeką, spacer wąwozem i  niezliczone litry wypitej wody "uzdrowiskowej" typu Żywiec, Lech, czy Warka :)
Wypoczynek i nicnierobienie jest bardzo wskazane i potrzebne jest każdemu, przynajmniej raz w roku. Przewietrzona mózgownica, zrelaksowane ciało, większa masa (o 2 kg przynajmniej), nowa energia.
Teraz natomiast szykujemy się na kolejny rok szkolny. Start w poniedziałek

wtorek, 17 lipca 2012

zielony lakier

Znowu się powtórzę, ale cóż, to prawda: czas zaiwania tak szybko, że wiele spraw umyka, zanika, rośnie, przemija... Nie mam nawet czasu zmyć zielonego lakieru na paznokciach, który do niczego mi nie pasuje.
Moja koleżanka zdążyła zajść w ciążę, urodzić i teraz córa ma już chyba dwa miesiące, a ja nawet nie wiedziałam, że zaszła :) Dzisiaj do mnie zadzwoniła (ta koleżanka) i powiedziała, że jestem koza, bo się nie odzywam, nie dzwonię i nie piszę. Tak, to prawda. Jestem koza, siedzę w domu, najczęściej zaś w swojej prasowalni i na nic nie mam czasu. Albo pracuję, albo prasuję, albo odkurzam, albo jeszcze nie wiadomo co. Jestem zadufaną egoistką, która nie łazi nigdzie na ploty, nie jeździ nad wodę ze znajomymi i nie chodzi wieczorami do pubów, w których grają czilautową muzykę. Najdalej, gdzie się zapuszczam, to galeria Niwa (kupuję tam mleczko Nivea do starzejącej się cery na twarzy) lub miasto Chełmek - w odwiedziny do rodziców. Nie siedzę na fejsie, nie czatuję, nie piszę z nikim na gg.
Koleżanka powiedziała, że piszę na tym blogu ciągle jakieś wywody lub przemyślenia, a nie podaję żadnych nowości, co nowego kupiłam do domu. Hm, bo nic nowego nie mam. Jedynie stary adapter bambino i radio oraz półkę - ale wszystko to czeka na odnowę (renowację), poza tym nie jest nowe. Czasami myślę, że za dwadzieścia lat ktoś nas znajdzie w domu (mnie i Przemka), przysypanych starymi żelazkami, radiami i lampami. I powie: "to była taka spokojna para...". Tymczasem dzisiaj znowu prasuję, mając na paznokciach zielony lakier :)

piątek, 13 lipca 2012

Chyba trochę się odkopałam z tych wszystkich spraw, papierów, załatwień, porządków i bzdur. W końcu zawsze posiadałam umiejętności organizacyjne (no i kierownicze, menedżerskie i w ogóle interpersonalne ;)) Pogoda ostatnio taka, że zanim wyszłam z domu, już byłam spocona i miałam wrażenie, że nawet gacie kleją mi się do tyłka. Czułam się jak nieświeża sałata, która cały dzień leży na straganie. Tu niby puder matujący nakładam i oko maluję, a tu mi się już gęba świeci. Temperatury dosłownie afrykańskie, więc wieczorem chłodziłam się zimnym piwem i wcale nie chciało mi się siedzieć przy komputerze (och, jak ja lubię zimne piwo...ale piwo, a nie te jakieś napoje piwopodobne cytrynowe).
Teraz za to pada deszcz i znowu narzekam, bo nie zdążyłam się opalić i będę chyba musiała zainwestować w krem brązujący. Oj, ciężko mi dogodzić.
A za 2 tygodnie będę już spakowana. Wreszcie jedziemy na jakieś wakacje. To nasz drugi wyjazd, odkąd jesteśmy małżeństwem (i w ogóle odkąd się znamy:)) Nic dalekiego. Żadne wyspy, piaszczyste plaże nad oceanem, czy kambodżańskie dżungle. Żadne loty samolotem, drinki w basenie, czy palmy kokosowe. Nawet nie nasze polskie morze. Jedziemy do małego miasteczka, oddalonego o jakieś 120 km. I jak nie będzie pogody (już sobie wyobrażam), to będziemy grać w karty i pić uzdrowiskowe wody w pijalniach Jana, czy Stefana oraz gawędzić z emerytami, którzy przyjeżdżają tam do sanatorium, a wieczorami chadzają na dancingi.
No nie, może nie będzie tak źle :) Szczawnica górą!

wtorek, 26 czerwca 2012

Mam ostatnio tyle różnorakiej maści spraw na głowie, że wydaje mi się, że tracę kontrolę i nie ogarniam tego swoim inteligentnym umysłem ;)

zaświadczenie z Kościoła, bo będę matką chrzestną
spowiedź, kartka z kopertą
przygotować kreację
być na zakończeniu roku
wyprać body do tańca, bo będzie przedstawienie na apelu
odebrać książki do II klasy
kupić kiełbasę, masło, ziemniaki, wodę mineralną
prasować, bo ciuchy do prasowania można już ważyć w tonach
jechać do Oli
zapłacić rachunki
załatwić ubezpieczenie auta
wysłać maile
jechać do lekarza, bo Inez kaszle
zadzwonić do miliona osób
przesadzić kwiatki, kupić ziemię
zszyć dziurę w koszulce
uzupełnić książkę przychodów i rozchodów
podpisać dzienniczek
odwiedzić rodziców
wymienić prawo jazdy
zamówić towar
odkurzyć, wyprać, umyć naczynia
uśmiechać się, pachnieć
być miłą i sympatyczną
spędzić czas z córką
zrobić kolację
być na bieżąco z Euro
zafarbować włosy
umówić dentystę
mieć czas na przyjemności

i nie zwariować

środa, 20 czerwca 2012

Zdjęcie na moim blogu dawno nieaktualne. Zaglądam tu zdecydowanie za rzadko. Ostatnio, jak większość Polaków, byłam wlepiona w szklane pudło (dosłownie, bo nie mam plazmy) i jedząc niezdrowe chipsy, paluszki i orzeszki oraz pijąc piwo, darłam się na całe gardło (niekoniecznie piękną polszczyzną). Niestety, choć bardzo bym chciała, nie mam możliwości więcej oglądać Robcia Lewandowskiego. Również, jak większość, poczułam wielki smutek i byłam zawiedziona.
Prócz Euro (które zresztą jeszcze się nie skończyło), także inne wydarzenia, bardziej osobiste, wprawiły mnie w smutek i sentymentalny nastrój.
Ale trzeba wziąć się w garść i iść na przód. Nie rozczulać, nie narzekać, nie obwiniać. Głowa do góry!
Już za trzy miesiące Mistrzostwa Świata :)

poniedziałek, 4 czerwca 2012

W sobotę mój kuzyn przewiózł mnie swoim rosyjskim terenowym autem po jaworznickich pagórkach. Po prostu czad! Ciotka o mało nie dostała zawału, a ja miałam ogromną frajdę. Taką adrenalinę to lubię. Kurz, dym, prędkość! Pionowo w górę i w dół!. Rewelacja! Wiedziałam, że gdzieś w środku drzemie we mnie hardkorowiec :)
Wspaniale, kiedy ludzie odnajdują swoje szczęście. Kiedy czują się spełnieni, docenieni, dowartościowani, po prostu szczęśliwi. Pięknie, gdy są wolni, nieograniczeni (przez coś lub kogoś), twórczy. Cudownie, kiedy kochają i są kochani. Dlatego niezmiernie się cieszę, że osoba, której wiele zawdzięczam, jest znowu szczęśliwa. Potrzeba czasu, cierpliwości, poświęcenia i wyrozumiałości. Ale najważniejsze, że warto było :)
Trud i wysiłek, który niejednokrotnie wkładamy w jakieś zadanie, jest zawsze sensowny, kiedy efekt jest zadowalający i nas satysfakcjonuje. Boli natomiast wtedy, gdy cały idzie na marne.

Życie jednak nie do końca nas rozpieszcza i niestety nie zawsze jest sprawiedliwe. Okazuje się więc często, że więcej musimy dać, niż sami otrzymamy. Ale cóż warte byłoby życie, gdybyśmy wszystko mieli za darmo?

sobota, 26 maja 2012

mądrości

Przez ostatni czas usłyszałam wiele mądrych słów, wręcz złotych myśli. Pewien dojrzały wiekiem mężczyzna powiedział mi, że człowiek nie jest stworzony, aby egzystować samotnie. Dlatego on bardzo szanuje swoją partnerkę, bo nie wyobraża sobie życia w samotności. Można zwariować, dostać kota. To prawda, uważam.
Inny mężczyzna powiedział mi natomiast - odpowiadając na moje wątpliwości - że nie ma ludzi głupich (no chyba, że stwierdzono u nich taką przypadłość). Ludzie są mądrzy. Ale albo leniwi, albo złośliwi i zawistni. Człowiek leniwy nie rozwija swojej mądrości, nie chce mu się myśleć, nie chce mu się działać. I stąd uważany jest za głupiego. Człowiek złośliwy uprzykrza drugiemu życie i jest postrzegany za niemądrego.
Usłyszałam również taką życiową prawdę, że jeżeli dogryza Ci mężczyzna - robi to z miłości; jeżeli kobieta - to z zazdrości.
Wszystkie te mądrości zapamiętałam, przeanalizowałam i nie będę leniwa, postaram się nie być złośliwa, mężczyźni mogą mi czasem dogryzać i chcę zestarzeć się z moim ukochanym przy boku :)

wtorek, 8 maja 2012


" Mówienie ludziom „nie” jest wspaniałą rzeczą, jest to część przebudzenia. I zrozum, to nie jest egoizm. Egoizmem jest wymaganie od innych, by żyli życiem, które akurat tobie wydaje się najwłaściwsze. To jest egoizm. Żyć swoim życiem nie jest egoizmem.[..] " Anthony De Mello

sobota, 5 maja 2012

majówka

Chyba najwyższy czas na jakiś majowy wpis. Tym bardziej, że tyle wolnego w jednym tygodniu: same niedziele i poniedziałki. Dzisiaj sobota, a jutro znowu niedziela i poniedziałek pojutrze :)
Niektórzy (a może większość) mają w nosie stertę prania do prasowania, niemyte (już) trzy tygodnie okna i jeden dzień nieodkurzany dywan. Ale nie Agusia. Ja w sobotę muszę najpierw wszystko ogarnąć i posprzątać, dopiero potem mogę odpocząć. Niestety z reguły robi się godzina 23.00, kiedy kończę mycie podłóg mopem i nie mam już wtedy siły ani na film, ani na książkę, ani na nic. Na szczęście dzięki kumulacji tylu wolnych dni i puszczeniu na luz - udało mi się wygospodarować w czwartek godzinę na beztroskie leżenie na kocu i kawę na tarasie, a dzisiaj na piwko i kiełbaskę z grilla u teściów.

czwartek, 26 kwietnia 2012

ważne

Jakże łatwo skrytykować drugą osobę lub wytknąć jej błędy.
Jakże trudno ocenić siebie samego i swoje postępowanie w takich samych kategoriach.
Uważam, że mam dystans do siebie i potrafię śmiać się z samej siebie. Jednak zawsze jest granica i niestety łatwo ją przekroczyć.
Jeżeli ktoś w zabawny sposób śmieje się z moich wpadek, czy błędów - okej.
Jeżeli robi to inteligentnie - jeszcze lepiej. Doceniam błyskotliwość.
Jeżeli mówi szczerze i jest delikatny - jestem wdzięczna.
Nie trawię natomiast kpin w celu ośmieszenia, czy kompromitacji, które mają na celu pokazanie tylko i wyłącznie wyższości tej drugiej osoby.
Żenujące jest dla mnie, kiedy dana osoba namiętnie krytykuje jakieś zachowanie, a sama postępuje w identyczny sposób.
Jeżeli oczekujemy od kogoś poczucia humoru, sami musimy go mieć.
Jeżeli oskarżamy drugą osobę np.o wazeliniarstwo, sami nie możemy włazić innym do dupy.
Jeżeli napieprzamy się z kogoś, to śmiejmy się również z siebie.
Prosta zasada: oceniaj drugiego przez pryzmat siebie samego.

środa, 18 kwietnia 2012

jestem przy Tobie

Zdarzyło mi się niejednokrotnie, że staję jak wryta i nie wiem, co powiedzieć. Nie tyle na widok czegoś niespodziewanego, co wskutek nowo usłyszanych wiadomości.
Są to najczęściej nieoczekiwane, zaskakujące, nieprawdopodobne wręcz historie, które na nieszczęście, ale dotyczą najbliższych. Rzeczy, których nigdy nie spodziewalibyśmy się usłyszeć i których nie życzymy nawet największemu wrogowi.
Ciężar usłyszanych informacji jest tak duży, że przygniata mnie do ziemi. W gardle mam kluski, w głowie pustkę i w momencie, w którym powinnam powiedzieć coś mądrego lub przynajmniej stosownego do danej sytuacji - nie mówię nic. Po prostu nic.
Mam nadzieję, że osoby, które może oczekują wtedy wsparcia w postaci ważnych słów, wiedzą, że całym sercem jestem z nimi. Mimo mojego osłupienia, milczenia, braku wyniosłych słów - jestem i będę z nimi.
Mogą na mnie liczyć.

poniedziałek, 16 kwietnia 2012

dla A.

"Więc odwiąż liny, opuść bezpieczną przystań. Złap w żagle pomyślne wiatry. Podróżuj, śnij, odkrywaj. "

Mark Twain




wartościowa weryfikacja

Rano muszę mieć święty spokój. Najlepiej, żeby nikt do mnie nic nie mówił i nic ode mnie nie chciał. Muszę zrzucić sen, pozbierać myśli, zebrać się do kupy.
Jednak nie jest to proste, bo najczęściej słyszę:
Maaamooo, które rajtki mam ubrać?
Maaamooo, dzisiaj mam wuef, nie chcę spodni, bo się guzik źle zapina!
Maaamooo, a po szkole mogę iść do Ady?
Maaamooo, a mogę dwa złote?
Mamo to, mamo tamto, mamo siamto.
I zamiast świętego spokoju, mam chaos, mętlik i od rana głupkowate nerwy.

Po dzisiejszym spotkaniu z pewną osobą, myślę teraz: kocham ten chaos!
Kocham to"maaaamoooo"!
Kocham taką właśnie codzienność.
Kocham to wszystko!
Bo to moje dziecko, moja rodzina, mój szczęśliwy dom, mój największy SKARB!

Po dzisiejszej rozmowie zrozumiałam, jak ważna jest ta codzienna banalność i piękna prostota życia. Jak ważna jest szczerość i miłość, oparcie i bezpieczeństwo.
I ja to wszystko mam. Szczęściara ze mnie.

poniedziałek, 9 kwietnia 2012

przepis na

Wielkanoc to najstarsze i najważniejsze święto chrześcijańskie, które upamiętnia Zmartwychwstanie Chrystusa. Sfera duchowa jest indywidualną kwestią każdego z nas i nie o tym chciałam tu pisać.
Wszyscy przygotowujemy się do świąt także w sferze konsumpcyjnej. Latamy po supermarketach, targowiskach, sklepach, bazarach. Robimy mega zakupy, a potem stoimy przy garach, gotujemy, pieczemy, smażymy, przetwarzając to, co było w siatach na babki, serniki, mazurki, żurki, 4 sałatki, pasztety, faszerowane jajka i roladki. Ja jestem dobra jedynie w kupowaniu (mój Przemek powiedziałby: w wydawaniu pieniędzy). Reszta jest do bani. Nawet najprostszy przepis na ciasto był dla mnie ciężki do rozgryzienia, niczym skomplikowana łamigłówka. Ciasto (genialne w wydaniu Madzi Sz.) miało jakieś mączne grudki i nie trzymało kształtu. Bezczelne.

środa, 4 kwietnia 2012

Jak żyć?

To pytanie stało się słynne za sprawą pewnego rolnika uprawiającego paprykę pod foliowymi osłonami w regionie radomskim, który latem ubiegłego roku zadał je polskiemu premierowi. Nawiązywało ono do zniszczonych całkowicie po wielkich huraganach upraw, których nie można było odtworzyć między innymi dlatego, że firmy ubezpieczeniowe nie chciały ich wcześniej ubezpieczyć.
Paranoja. Paradoks. Błędne koło.
Jak żyć? - pyta dzisiaj wielu. Bo brakuje do pierwszego, bo nie ma pracy, bo nie ma życzliwości, bo nie ma perspektyw, bo nie starcza sił, bo nie widzi się sensu, bo nie ma już wyjścia.
Koleżanka na swoim blogu pyta:"co to takiego pełnia szczęścia?" i jak dotąd nie znalazła w swym życiu odpowiedzi. Skąd ten pesymistyczny pesymizm? Dlaczego brak nadziei? Podobno nie ma rzeczy niemożliwych. Potrzebna wiara we własne siły, chęć działania i odwaga. Potrzebny drugi człowiek, który doda otuchy, pomoże, będzie wspierał.
Mój Przemuś skręcił dzisiaj nogę. Ma założoną szynę. Jak żyć? Lekarz powiedział: "teraz zostało Panu 2P".
2P?
Pilot i piwo :)

piątek, 30 marca 2012

Czasem jeden dzień przynosi tyle wrażeń, że moglibyśmy nimi obdzielić pół wsi. Czasem jeden człowiek zmienia nasz dotychczasowy los. Czasem jedna decyzja przewraca życie do góry nogami. Czasem jedno słowo przekreśla wszystko. Czasem jedna chwila jest piękniejsza niż wszystkie inne dotąd przeżyte. Czasem jeden moment decyduje o całym życiu. Czasem jeden jest większe niż tysiąc.
A wczoraj sympatyczny dzień. Miałam możliwość poznać i posłuchać człowieka, który całym sobą oddaje się temu, co robi. Jest młody, uśmiechnięty i bardzo prawdziwy. Wielki pasjonata.
Ponadto dowiedziałam się (ale to już od kogoś innego), że "kolor jest trendy". I teraz zastanawiam się, czy nie zmienić bloga na Różową Fuksję na przykład (nie mylić z Różową Landryną) albo Turkusową Pomarańczę, czy coś w tym stylu. Ale z drugiej strony: trendy przemijają, klasyka trwa. Moda się zmienia, styl nie.
I tego się trzymam :)

poniedziałek, 26 marca 2012

Niektórzy ludzie są strasznie monotematyczni, wręcz nudni, że można sobie od tego heftnąć. W kółko jedno i to samo. Wałkują non stop ten sam temat. Powtarzają się. Ciągle do tego tematu wracają. Ty nie masz nic do powiedzenia, ale im to nie przeszkadza, może nawet pasuje, bo mogą prowadzić swój monolog i opowiadać Ci w nieskończoność. Niestety bywa tak, że przebywanie z tymi osobami jest konieczne lub nieuniknione, nie ma innej opcji. Najgorsze jest to, że Ci ludzie nie zdają sobie sprawy z tego, iż są monotonni, a próba uświadamiania im tego nie ma sensu i do niczego nie prowadzi.
Mój kolega powiedział mi kiedyś, że muszę pisać bloga w taki sposób, aby szary człowiek, którego zaproszę do swojej Szaroczarnej rzeczywistości, chciał w niej pozostać. Ale może ja też jestem monotematyczna i nikt w niej nie zostanie?...

niedziela, 25 marca 2012

"Najprostszą rzeczą w Istnieniu jest bycie sobą" (blog "Pani la Mome").
Dlaczego więc zakładamy maski?
Dlaczego udajemy kogoś, kim nie jesteśmy i nigdy nie będziemy?
Dlaczego kryjemy swoje prawdziwe oblicze?
Dlaczego bywamy sztuczni?
Dlaczego wprost nie mówimy tego, co myślimy?
Dlaczego jesteśmy jak nadmuchane lale?
Dlaczego jesteśmy fałszywi?
Dlaczego nie jesteśmy prawdziwi?
Dlaczego kryjemy emocje?
Dlaczego nie jesteśmy sobą?
Bo za bycie sobą trzeba nieraz słono zapłacić. Bycie sobą kosztuje. Przynosi niechciane konsekwencje. Czasem boli. A my nie chcemy cierpieć.
Więc zakładamy maski.

środa, 21 marca 2012

Dzisiaj Dzień Wagarowicza. Każdy - przynajmniej raz w życiu - był na wagarach. A to w lasku za szkołą, a to u kumpla w domu, a to w barze dworcowym, a to z pączkami, czy kefirem na plantach. Powody też były różne. Sprawdzian z matmy, kartkówka z historii, niespełniona miłość, nowa znajomość, lenistwo, ładna pogoda. Pamiętam jak pojechałyśmy pociągiem na zakupy do Katowic, tłumacząc potem, że byłyśmy w szpitalu u ciężko chorego kuzyna. Człowiek musiał sobie jakoś radzić :) Oczywiście nie było to zjawisko nagminne i wyrosłam na ludzi ;)
Moja Inez też nie miała dzisiaj lekcji, była na oficjalnych wagarach z Panią. Niedaleko, bo na sali gimnastycznej...
Dzień Wagarowicza "obchodzi się" z okazji pierwszego dnia wiosny, a wiosna, wiadomo, sprzyja zakochiwaniu się i uniesieniom miłosnym. Mi to nie grozi. Jestem ustatkowana, ułożona i od lat w jednym panu zakochana. Za to moja znajoma opowiadała mi, że jej 6-letni syn zakochał się w dziewczynie z przedszkola i to z wzajemnością! Mama próbowała mu wytłumaczyć, że to koleżanka, może sympatia, ale on twardo upiera się, że ją kocha i ma wielki plan. Jaki? Chce ją pocałować w usta!

niedziela, 18 marca 2012

Zacznę banalnie: wreszcie mamy wiosnę! Widać to nie tylko po pięknym słoneczku i wysokiej temperaturze na termometrach, ale po masowo mytych oknach, porządkach wokół domów (grabie, miotły, wory śmieci, odświeżane karoserie), wszechobecnych rowerzystach i przede wszystkim po właśnie rozpoczętym przez sąsiadów sezonie grillowym! Mój Przemek dostał wczoraj zaproszenie. Jednak nie na kiełbaskę, ale na browarka. O godzinie 13.00 w południe :) Nie skorzystał. Nie dlatego, że nie lubi piwa, czy sąsiada, ale... pił już swojego browarka :)

czwartek, 15 marca 2012

Wielki kombek (come back)

Sama przecieram oczy ze zdumienia: nie było mnie tutaj ponad pół roku. Bo tak w ogóle to byłam. I jestem. Taka sama, niezmieniona, SzaroCzarna.
Przez ten czas tylko:
- zapuściłam grzywkę,
- schudłam 90 dag,
- zostałam ciocią,
- zaczęłam chodzić na wywiadówki,
- zmieniłam dywanik w wc,
- byłam raz na fitnesie,
- kupiłam nowe perfumy.
Wciąż:
- mam tego samego męża,
- pracuję,
- nie chodzę w spódnicach,
- piję kawę,
- uwielbiam second handy,
- zbieram starocie,
- dużo gadam,
- mam marzenia,
- nie umiem pływać,
- chcę pisać bloga :)