niedziela, 28 listopada 2010

Hu! Hu! Ha! Nasza zima zła

Na dworze biało. Termometry pokazują ujemną temperaturę. Prognozy pogody na najbliższe dni mówią o dalszych opadach śniegu. Jak ja nie cierpię zimy! Mam wrażenie, że całkiem niedawno pisałam o chowaniu czapek, szalików i wszystkich pozostałych zimowych akcesoriów, a tymczasem (dokładnie to wczoraj) wszystko wynosiłam z powrotem. Wlazłam do swojej mini garderoby, upychając w niej kurteczki, baletki, apaszki, a wynosząc kozaki i pozostałe, niezbędne zimą, okrycia: grzbietu, szyi i głowy. Na samą myśl o białym puchu, skrzeczącym mrozie, czerwonym nosie, zamarzniętych szybach, które trzeba skrobać - dostaję gęsiej skóry. Mój Przemek, widząc u mnie całe ciało w tych śmiesznych chrostkach (która robi się również z innych powodów), zawsze woła Inezkę i mówi: "Patrz Inez, mamie zaraz będą rosły pióra!" :)
Na pocieszenie się myślę o Świętach, Wigilii, choince, Sylwestrze... Innych zalet nie dostrzegam.

czwartek, 25 listopada 2010

Polityka nigdy mnie nie pociągała. Jednak ostatnimi czasy co nieco zainteresowałam się sprawami politycznymi, ale tylko w zakresie lokalnym. Wynika to poniekąd z osobistych powodów. Podejrzewam również, że intensywność mego zainteresowania takimi zagadnieniami z czasem będzie maleć. Póki co, w niedzielę wybrałam się na wybory samorządowe i oddałam swój głos na jednego z kandydatów na wójta oraz na radnych, dając tym samym wyraz mego zaangażowania w sprawy społeczno-polityczne oraz spełniając obywatelski obowiązek. "Wszyscy bowiem jesteśmy odpowiedzialni za przyszłość naszej Gminy" - jak ładnie ujęła to zwyciężczyni wyborów, która przejmie stery w Gminie Oświęcim.
Poza tym wszystko po staremu. Nic się nie zmieniło. Jak mówi moja córka: "Mamo, ty to najbardziej na świecie lubisz kawę, frytki, M jak Miłość, czarny kolor i michałki w białej czekoladzie. Ale najbardziej na świecie kochasz mnie".
Wszystko się zgadza :)

czwartek, 18 listopada 2010

"Idź przez życie tak, aby ślady twoich stóp przetrwały cię" Jan Chrapek

Ostatnio powiało jakimś grobem na tym moim blogu... Ale taki smętny ten listopad...
Pamiętam jak bardzo nie chciałam, żeby nasz ślub z Przemkiem odbył się w tym właśnie miesiącu. Nie jestem przesądna, nie chodziło o literę "r" w nazwie, czy o jej brak, tak po prostu... Na szczęście wszystko udało się sprawnie załatwić i na ślubnym kobiercu stanęliśmy dokładnie w rocznicę naszego zapoznania się, czyli 25 października :)
Od tego czasu już kilka wiosen minęło. Przemek zapuścił brzuch, ja włosy (na głowie oczywiście). A Inez pewnie niedługo przedstawi nam swojego kawalera.
Leci ten czas jak zwariowany, nie wolno go więc marnować. Trzeba wykorzystać każdy dzień w 100%.
"Trzeba marzyć tak, jakby się miało żyć całą wieczność i żyć tak, jakby się miało umrzeć jutro" James Dean

wtorek, 9 listopada 2010

"Szczęście i nieszczęście człowieka jest po większej części jego własnym dziełem" John Locke

W życiu bywa różnie. To wiemy wszyscy. I często nie jesteśmy z tego powodu zadowoleni. Czyżby częściej bywało gorzej niż lepiej?
Niejednokrotnie patrzymy na swoje szczęście przez pryzmat tego, co posiadamy, co osiągnęliśmy, ile tego mamy. A przecież najważniejsze jest WNĘTRZE. Nasze uczucia, wyznawane wartości, drugi człowiek. Przyjaźń, miłość, rodzina, wolność... Każdy ma swoją hierarchię wartości i każdy może co innego stawiać na pierwszym miejscu. Ale każdy ma prawo do szczęścia.
Niestety zdarza się, że czujemy się nieszczęśliwi. Powodów jest mnóstwo. Przecież w życiu bywa różnie.
Ktoś bliski może nas zdradzić, oszukać.
Ktoś bliski może nas zostawić.
Czujemy się samotni.
Czujemy się niespełnieni.
Czujemy się niepotrzebni, nie możemy znaleźć swojego miejsca.
Ktoś może nas błędnie osądzić i każde tłumaczenie z naszej strony jeszcze pogarsza sprawę.
Ktoś może nas nie szanować.
Przeżywamy niespełnioną miłość.
Czujemy się zagubieni.
Straciliśmy przyjaciela...
I tak dalej...
Bo w życiu bywa różnie: kwadratowo i podłużnie.

niedziela, 7 listopada 2010

łikend

W weekendy pozwalam sobie na odrobinę szaleństwa, które nazywa się: spanie. Uwielbiam długo spać. Potem oczywiście narzekam, że niepotrzebnie tyle spałam, bo brakuje mi czasu na wszystko, co zaplanowałam. Bywa, że kiedy większość osób przeżuwa o 12.00 niedzielny obiad, my kończymy poranną kawę :)
Wczoraj jednak nie mogłam sobie pozwolić na leniuchowanie, ponieważ miał do nas przyjechać pan serwisant. Mój Przemek wychodząc rano z domu, ostrzegł mnie, że pan na pewno zaraz przyjedzie (powiedział przecież, że będzie jak tylko się wyśpi). Zwlekłam się więc szybko, przemyłam oko, ubrałam dresioki, zaparzyłam kawę w ekspresie i czekałam na pana od pieca. Czekałam tak do...12.30... Okazuje się więc, że nie tylko ja pozwalam sobie na szaleństwo pt.: "Długie spanie w weekend", ale inni również. Dzień miałam więc jakiś taki rozleziony, a z czynności, które zamierzałam wykonać, niewiele udało mi się wdrożyć w życie.
Za to dzisiaj zaszalałam. O której wstałam - wstyd się przyznać :)

czwartek, 4 listopada 2010

Pusia

Tego bym się nie spodziewała: mój tata ma kota. Oczywiście razem z mamą. Ja jeszcze go nie widziałam. Podobno zwykły dachowiec. Kot jest płci żeńskiej i jest leniwy. Na razie nazywa się Pusia. Jestem zaskoczona, bo nigdy nie mieliśmy zwierząt w domu. No cóż. Świat się zmienia. Ludzie też. Kto jeszcze ma kota i jak się nazywa - przemilczę :)