wtorek, 30 października 2012

zima

Pora roku, której po prostu nie znoszę, właśnie nas przywitała i niebawem zagości na dobre. Wczoraj rano 10 minut skrobałam szyby w samochodzie, a po pracy je odśnieżałam. Nie kocham zimy i nie zmieni tych uczuć już żaden fakt (nawet ten pierwszy - moje narodziny w lutym :)) Znam oczywiście osoby, które zimę uwielbiają i nie ma to nic wspólnego z prezentami pod choinką, ani karpiem na wigilijnym stole.
Ja mogę mieć jedynie nadzieję, że tym razem zima przyniesie pozytywne zmiany, ostudzi niektórym zapały, wywieje głupkowate pomysły, ochłodzi napalone ciała, zamrozi, by przetrwały, dobre stosunki, zlikwiduje bakterie i orzeźwi umysły.

niedziela, 28 października 2012

rocznica gliniana

W czwartek minęła dziewiąta rocznica naszego ślubu. Kawał czasu. Czasu pięknego, wypełnionego śmiechem, miłością, czułością i wiernością. Czasu wypełnionego pracą, rozmowami, wsparciem, mobilizacją, życzliwością, radością. Czasu, który miewał również chwile zgrzytów, wybuchów i kłótni. Czasu, który zaowocował wspólnymi decyzjami, sukcesami, osiągnięciami. Czasu obfitego w przeżycia. Czasu, który na pewno nas scalił, wzmocnił i przybliżył.
Bo czas nas uczy pogody :)
Dziewięć wspaniałych lat!

niedziela, 21 października 2012

Wino - im starsze, tym lepsze. Czy z kobietą może być podobnie? (przynajmniej do pewnego momentu, czyli wieku...). To pytanie stawiam nieprzypadkowo, jednak mam świadomość, że odpowiedzi mogą być różne, w zależności od płci i upodobań osoby, która je wypowie. I jak zawsze, wszystko zależy od wielu czynników i uwarunkowań. Tak , czy siak, miło jest słyszeć komplementy na swój tema, kiedy ma się 20, 35, czy 55 lat :)

piątek, 19 października 2012

cel

Czeka mnie niezły maraton pt. sprzątanie. Chłopaki skończyli ocieplać dom, teraz malują na wybrany przez nas kolor (kawa z mlekiem podobno) i tyle. Potem muszę wkroczyć ja. Wypucować okna, żaluzje, parapety, schody, taras. Czy jest ktoś chętny do pomocy?
Człowiek musi mieć cel w życiu. Takie ogólno-domowe i remontowo-budowlane wyznacza mój Przemuś. I jak do tej pory: wszystko osiąga. Muszę wziąć z niego przykład i też wyznaczyć sobie cel. Niekoniecznie budowlany :)

Najlepsza

Jestem po prostu bezczelna. Nie napisałam (jak mogłam?), że jak zwykle (to już standard, tradycja, pewniak) piękny makijaż na wesele (makijaż, który uwydatnił, co trzeba, a zakrył defekty) wykonała moja Alunia. Ona jest w ogóle boska - zawsze znajdzie lek na wszystko: na popuchnięte od kataru oczy, na suchą i sypiącą się skórę, na francowaty i bolący odcisk, na brak koncepcji na siebie, na nieudaną fryzurę pod kapelusz, na zranioną duszę i na kiepską kreację. Pocieszy, wytłumaczy, skrytykuje, doradzi, zaleci, wysłucha, współczuje. Można z nią konie kraść :)
Dzisiaj zrobiła mi kolejną niespodziankę. Cieszę się jak dziecko. Przebiła mi ucho!!! I mam drugiego kolczyka :) No zawsze tak chciałam :) I mam!!! :) Bezboleśnie, bezstresowo. Alunia jest the Best!

środa, 10 października 2012

Tak, tak - po weselu, ale przed Komunią. Już się zaczęły zebrania, spotkania, zbiórki, a mamy dopiero październik... Siostra jednak kazała wszystko rozsądnie zaplanować, a wydatki rozłożyć w czasie. I pewnie ma rację, bo ma doświadczenie. Ponadto Pierwsza Komunia ma być ważnym wydarzeniem i przeżyciem w sferze duchowej, a nie materialno-konsumpcyjnej. A jednak mi z moją komunią zawsze kojarzy się rosyjski bodajże zestaw: kalkulator-zegarek-dlugopis oraz złote kolczyki z czerwonym koralem. No i jeszcze ksiądz Andrzej, który przytulał dziewczynki do swego dużego brzucha. Nie pamiętam zbyt wielu szczegółów, ale mam kilka zdjęć, na których zresztą wyglądam, jakbym ważyła minimum 70 kilo...
Dzisiaj można przynajmniej zrobić odchudzający retusz w photoshopie :)

środa, 3 października 2012

i po weselu

Na lekarza to ja się na pewno nie nadaję. Tak zmasakrowałam sobie palca u nogi (a miałam go wyleczyć), że do dzisiaj się goi. W sobotę cudem wsadziłam stopę do szpilki. Cud zresztą nie trwał długo. Zaraz po obiedzie szpilki zmieniłam na japonki. Pan Bóg nade mną jednak czuwa - pogoda była piękna i nie marzłam. Oczywiście tak bym nie wariowała, gdyby nie "wery, wery specjal" dzień: ślub i wesele Karoliny i Adriana :)
Wyglądać więc trzeba było, a i do tańca noga była mi potrzebna :)
Objadłam się jak smok, wytańczyłam, za zdrowie Młodej Pary wypiłam.
No i tak ten czas zaiwania, że człowiek się nie obejrzy, a będzie się bujał w fotelu z kocem w kratę na kolanach (bo zimno i stawy bolą), z szydełkiem w ręku i tysiącem zmarszczek na twarzy.
Ostatnie wesele w rodzinie w takim przedziale wiekowym...