czwartek, 25 sierpnia 2011

Jest to albo mierna reanimacja mojego bloga, albo jego ostatnie tchnienie przed samounicestwieniem...
Jakiś czas temu, przez kilka nocy prześladował mnie sen: jest dzień jakiejś wielkiej ważnej imprezy, na którą mam wyjść za chwil parę, a ja w tłustych włosach na głowie, bez koncepcji, co na siebie włożyć i z długimi, gęstymi włosami na nogach! Bez możliwości ogolenia, bo nie ma czasu... Koszmar! Chcę włożyć sukienkę, ale nie mogę się wcisnąć, a innej nie mogę znaleźć. Latam jak zwariowana. Orkiestra już gra, wszyscy czekają... Zakładam jakieś rajtki, które i tak nie zakrywają sierści na nogach, włosy w kucyk i... budzę się spocona...
Przed weselem scenariusz był bardzo zbliżony :) Oczywiście oprócz tych cholernych włosów na nogach! Bo nogi goliłam prawie codziennie i smarowałam balsamem, ba, nawet udało mi się je lekko zarumienić w solarium:))
Ale z całą resztą nie byłam kompletnie przygotowana do samego piątku, do godziny 17.30, kiedy to zdobyłam piękne fioletowe szpilki i zadecydowałam, że pójdę w pożyczonej od Karoliny szalonej sukience-bombce. Zrobiłam paznokcie, rano w sobotę fryzurę (którą załatwiła mi teściowa) i makijaż u Ali :) Wtedy odetchnęłam z ulgą. Potem już nie oddychałam, bo miałam na sobie gorset z milionem fiszbin.
Wesele udane, jedzenie pyszne, ale bez faceta (własnego) u boku jednak niefajnie...
Ewelina S. mnie na pewno przeklina. Od chyba dwóch lat wybieram się do niej i wybrać nie mogę. Co najmniej jakby mieszkała w Suwałkach. A to tylko kilkanaście kilometrów ode mnie. Wstyd. Ja ciągle nie mam czasu, coś mi wypada, coś mi przeszkadza, albo psuje mi się samochód, albo muszę coś zrobić... A od września będzie jeszcze gorzej, bo Inez idzie do szkoły. Zacznie się rysowanie szlaczków, by utrwalić rękę, czytanie, dodawanie, wklejanie suszonych liści, rysowanie chmur pierzastych i różne takie. Obowiązki, zadania, ćwiczenia...
Trzeba będzie to jakoś zorganizować i przeżyć.
Tak, żeby znaleźć czas dla Eweliny i nie tylko :)