środa, 26 maja 2010

W życiu wszystko odbywa się według jakiegoś określonego planu, wszystko dzieje się według konkretnego scenariusza.
Ja osobiście wierzę w to, że sytuacje, które zaistniały w moim życiu, zostały dla mnie specjalnie zaplanowane i że nie był to przypadek. Wierzę, że TAK WŁAŚNIE MIAŁO BYĆ. Ludzie, których w życiu spotkałam, też zostali postawieni na mojej drodze w jakimś określonym celu. Nie zawsze jest to z góry oczywiste, nie zawsze jesteśmy tego świadomi. Ale potem układa się cały obraz :) jak w puzzlach :)

W czwartek u mojej Inezy był jej najlepszy kolega z przedszkola (nie-chłopak, tylko kolega, zresztą kto to widział w tym wieku chłopaków? do 25 roku życia żadnych chłopaków! haha, to plany mojego Przemka ;)), był oczywiście ze swoją mamą, więc przy kawie miała miejsce swobodna dyskusja na szereg różnych tematów;
w sobotę była u mnie sąsiadka, więc sympatycznie przy winie paplałyśmy do późnej nocy;
a w niedzielę przegadałam na skype z moją koleżanką, która wyemigrowała do Deutschlandu... skończyłyśmy tuż przed północą :)

A dzisiaj Święto wszystkich Mam :)
dobrej nocy!

piątek, 21 maja 2010

powódź

Pogoda bywa bezwzględna. Cały tydzień deszcz i ulewa...
zalane domy, drogi...
wały przeciwpowodziowe, które nie wytrzymały naporu wody...
ewakuacja ludzi...
jednym słowem tragedia, dramat tysięcy ludzi...

Przy tym moje sprawy wydają się błahe, mało istotne. Czuję się teraz wielką szczęściarą.
Owszem, za naszym domem też zrobił się ogromny staw, była nawet wczoraj straż i przez kilka godzin wypompowywała wodę, ale to pikuś. Naprawdę.
Na szczęście dzisiaj nie padało non stop i wyszło nawet słońce. Teraz też nie pada :)

sobota, 15 maja 2010

Teraz pewnie tańczyłabym "kaczuszki" albo "Białego Misia" lub też - co jest bardzo prawdopodobne - piłabym za zdrowie Pary Młodej, szturchając przy tym mojego Przemka, że sam ma pić mniej, a najlepiej to już wcale :)
Ale życie pisze czasem inne scenariusze. Zamiast tanecznych piruetów, polek-kowbojek, pysznych lodów, zimnej luksusowej oraz kaczki, łososia i faszerowanego dzika - mam wspaniałe gołąbki wykonane przez mojego męża (abym absolutnie nie straciła na wadze) i sok bananowy :) Takie oto sobotnie rarytasy :)

piątek, 14 maja 2010

wróciłam

Czas leci bardzo szybko. Jestem już po zabiegu :) A pamiętam, jak był to dla mnie odległy temat...
Od środy piżama, szlafrok i papcie to mój strój codzienny :) Ale nie leżę cały dzień plackiem, wręcz przeciwnie: staram się być aktywna, np. oglądam tv albo szperam po internecie :) To żart oczywiście! Krzątam się i coś tam robię.
Schudłam troszku, ale to krótkotrwałe, bo od dzisiaj mogę jeść wszystko, więc przed chwilą (a jest po 23.00!) wchłonęłam dwie duże kanapki :)
Dobrej nocy!

poniedziałek, 10 maja 2010

mój tato

W sobotę byłam na imieninach u mojego taty Stanisława. Pojechałam do mego rodzinnego miasta Chełmek żółtym autobusem MZK. Wróciłam...białym czinkłeczento :) Oczywiście było wesoło.
Pisząc o tacie, przypomniało mi się, co niedawno mi powiedział. Otóż był na pogrzebie jakiegoś znajomego i na tym pogrzebie, na zakończenie, przemawiała jego córka (tak w ramach podziękowań). Tyle, że nie mówiła zbyt sensownie i taktownie (podobno). Mój tata stwierdził więc stanowczo: "Aga! żebyś mi czasem na moim pogrzebie tak nie pierdo....". No. Cały Staś :)

W niedzielę luz-blues, lenistwo i laba.

czwartek, 6 maja 2010

zakupy

Dzisiaj byłam z Olą (córka mojej kuzynki) na zakupach stroju na wesele (na to wesele, na które ja nie idę...kurde...). Ola kupowała, a ja byłam stylisto-doradcą :) Haha!
W pierwszym sklepie przy pierwszej sukience wymiękłam, słysząc tekst: "Aga zobacz na moje nogi! nadają się do gnoju!"... Te obsesje na punkcie kolan, grubych łydek i tłustych kostek to u nas chyba rodzinne. W drugiej sukience wyglądała jak swoja babcia, a potem wcale nie było już lepiej. Ostatecznie kupiła coś na drugi dzień wesela, a na pierwszy nic nie wybrałyśmy. Trzeba wyruszyć w dalsze rejony. Za to mój Przemek już był cały "chory", że tak długo nie ma jego żonci. Zamiast usiąść wygodnie na kanapie, odpoczywać, to tęsknił... Z tymi chłopami to można czasami zwariować :)
Przy okazji muszę wyjaśnić jednej mojej fajowej koleżance, że ja też czasami kłócę się i sprzeczam z mężem. Ale nie mogę tego opisywać publicznie, bo przez ilość użytych wtedy przeze mnie brzydkich słów i przekleństw, mój blog zostałby zlikwidowany w trybie natychmiastowym, a tego chyba nikt nie chce, prawda?
:)

poniedziałek, 3 maja 2010

i po weekendzie...

Tej kiełbasy to nam nie starczyło! Musieliśmy dokupić i jeszcze inni też przynosili :) Bo: grill w sobotę, grill w niedzielę i dzisiaj również...grill... Szaszłyki, kaszanki, kiełbaski białe, kiełbasy toruńskie, zwyczajne, kiełbasy grillowe, boczki... Za chwilę ja sama będę wyglądać jak boczek...
Co do zaopatrzenia, którego dokonał mój Przemek... Hm... wsparcie było jeszcze w barku...
No, ale koniec tego dobrego. Jutro normalny dzień. Bułki z lidla i jogurt :)