sobota, 14 września 2013

Pamiętam, jak chowałyśmy z koleżankami żelki-misie do piórnika. Robiłyśmy im łóżko z gumki do mazania i posłanie z kawałka chusteczki higienicznej. Nie pamiętam już, czy owe misie lądowały w końcu w naszych brzuchach :) Pamiętam, jak robiliśmy grupowe próby i godzinami ćwiczyliśmy role do przedstawienia (oczywiście ja zawsze w roli głównej - narratora albo złej wiedźmy). Próby były najczęściej u Sebastiana M. Do szkoły mieliśmy na 12 czy 13, zbieraliśmy się więc rano i ćwiczyliśmy przez parę godzin. Naturalnie z przerwami, które niejednokrotnie były dłuższe niż samo recytowanie... Pamiętam, jak pani powiedziała, że bazgram okropnie i muszę wszystko przepisać w zeszycie. Pamiętam, jak rozkładaliśmy codziennie na lekcjach serwetki szmaciane ze smerfami i jedliśmy wspólnie kanapki rozpakowane z szarego papieru. Pamiętam granatowe fartuchy z białymi kołnierzami i brązowe tornistry z odblaskowymi szkiełkami. Pamiętam, bo to były cudowne, beztroskie czasy. Choć może nie do końca... Bo np. problemem, który omawiałyśmy na przerwach było, że chłopcy nie chcieli tańczyć z nami - dziewczynami. Wielkim, śniącym mi się po nocach, problemem był fakt, że Magda W. miała cudowne czeskie, białe jarmilki, które tato przywiózł jej z zagranicznej delegacji do Czechosłowacji, a ja ich niestety nie miałam (mama jeździła na Węgry, a tam ich nie było...). Problemem było dopaść lekturę w bibliotece na czas... Pamiętam... Zresztą do dziś mam pamiętnik z infantylnymi, ale jakże szczerymi wpisami typu: na górze róże, na dole fiołki, kochajmy się jak dwa aniołki...
Wspomnienia wróciły. Niestety z przykrego powodu... Zmarła nasza wychowawczyni z podstawówki - pani Łucja D. To ona była inicjatorką wielu projektów, miała świeże pomysły, fantastyczne podejście, to ona była naszą idolką...

poniedziałek, 9 września 2013

Trzeba mieć cholernego pecha, żeby nie zarazić się ospą w wieku kilku, czy bodaj kilkunastu lat (mimo zabaw z obsypaną kuzynką, a potem wizyt przyjacielskich u wykropkowanej Kasi), tylko teraz - w wieku 34 lat, kiedy to bliżej niż dalej do czterdziestki. W dodatku pecha podwójnego, bo ospa wylazła mi w czasie największych upałów i skwaru. Nie dość, że nie mogłam wyłazić na dwór, to potem mojej wyblakłej cery też nie mogłam wystawiać na promienie słoneczne. Czy ja już jestem skazana na bladą cerę niczym świeca gromnica? A teraz w dodatku z jakimiś brązowymi ciapkami? Pocieszające w tym wszystkim jest tylko to, że ospę ma się jeden jedyny raz w życiu (chociaż słyszałam różne historie...). W sobotę odwiedziłam wspomnianą Kasię (była oczywiście już bez kropek). I jak nie, jak tak - życie bywa przewrotne! Kasia jest nauczycielką. W życiu bym nie powiedziała. Prędzej uwierzyłabym, że zostanie śpiewaczką, kierowcą busa, czy masażystką, ale nauczycielką? A tu proszę. I jakoś jej do twarzy i jakoś widzę ją teraz z kredą i wskaźnikiem w ręku, jak tłumaczy cierpliwie dwudziestu paru rozdziabionym buziom, czym różni się głoska od litery. Hm... Dziwny jest ten świat...
Ale uroczy :)

niedziela, 5 maja 2013

maj

"Zawsze trzeba wiedzieć, kiedy kończy się jakiś etap w życiu. Jeśli uparcie chcemy w nim trwać dłużej niż to konieczne, tracimy radość i sens tego, co przed nami" P. Coelho
Słowa piękne i prawdziwe. W moim życiu zakończył się właśnie pewien etap, rozpoczął kolejny. Jestem bogata w doświadczenia, otwarta na nowe wyzwania, silna i zadowolona.
Maj to miesiąc, kiedy wszystko budzi się do życia, człowiek nabiera energii, dostrzega nowe możliwości, poszerza horyzonty, widzi inne perspektywy.
Maj to czas zmian (nie tylko w przyrodzie), miesiąc miłości i zauroczenia. Wiosna w pełni! Mówi się, że maj jest najpiękniejszym miesiącem w roku.
To niekwestionowany początek pikników i grillowania. Właśnie mój mężulek szykuje szaszłyki, kiełbaski i kaszanki. Idę więc cieszyć się i rozkoszować urokiem tego pięknego miesiąca oraz zapełnić wygłodniały żołądek :)

niedziela, 7 kwietnia 2013

myśli

"Pewne zdarzenia dzieją się w naszym życiu po to, abyśmy mogli wrócić na prawdziwą drogę własnej Legendy" P. Coelho "Piąta Góra".
Przecież wszystko w życiu ma swój określony sens i nic nie dzieje się bez powodu, lecz właśnie zdarza się w jakimś celu. Dlaczego się wydarzyło? Bo tego chcieliśmy, bo o tym myśleliśmy.
Nasze myśli stają się naszym przeznaczeniem.

Ostatnio wszystko mam w panterkę. Apaszkę, buty, bluzkę, płaszcz, sweterek, nawet wiosenne baleriny...
Jak tylko pomyślałam, że chciałabym mieć jakiś ciuch w ten deseń, od razu wpadały mi w ręce ubrania we wzór pantery. Dziwne? Prawdziwe! W ten sposób moja garderoba pełna szaro-czarnych ubrań powiększyła się o warianty cętkowane.
Wczoraj również zakupiłam świetny długi sweter w ciapki pantery.

I tak jest ze wszystkim. Świadomie, czy też nie: wszystko, o czym pomyślimy, wcześniej, czy później, zamienia się w realną, namacalną  rzeczywistość. Myśli przybierają formę rzeczy.
To, o czym myśli się najintensywniej, to, na czym się koncentruje i skupia całą swoją uwagę - wnet pojawi się w życiu :)
Jakie to proste!

czwartek, 10 stycznia 2013

zmiany

"Zmiany, zmiany, zmiany" - jak napisał na fejsbuku mój (jeszcze do kwietnia) szef. Zmiany są konieczne, zmiany są potrzebne, zmiany zawsze coś udowadniają. Zmian nie wolno się bać, zmiany motywują, zmiany odmieniają życie.
Nie rozumiem tylko zmian na siłę. Nie pojmuję udawania, że coś się zmieniło, kiedy nie zmieniło się nic. Nie wierzę w zmiany, o których mówi się od dłuższego czasu, a nie następują.
Są rzeczy, których nie da się zmienić. Są ludzie, których nie warto zmieniać.
Ja natomiast zmienię nie tylko swoje życie, ale przede wszystkim psychikę :) I będą to zmiany na dobre. I będą to zmiany prawdziwe. Bo o człowieku świadczy jego wnętrze i to, jak traktuje drugiego człowieka, a nie sztuczny uśmiech przed każdym lustrem.

piątek, 21 grudnia 2012

Nieszczęścia nie chodzą parami. One łażą dziesiątkami! Jak spadnie na kogoś problem, to nie jeden, a od razu piętnaście. I to jest życie, to jest prawda. Sypie się wszystko po kolei. Jedno po drugim. Myślisz, że gorzej już być nie może. A jest! Właśnie że może i jest!
Ale ja nie mówię tego NA SZCZĘŚCIE z własnego doświadczenia. Od jakiegoś czasu obserwuję i rozmawiam z ludźmi, których te nieszczęścia spotykają. Ja NIE NARZEKAM. Naprawdę. Ja mam za co dziękować i mam powody do radości. Ludzie, na których mi faktycznie zależy, wierzą we mnie, są przy mnie i zawsze mogę na nich liczyć. Dają mi wskazówki, rady i wsparcie. Czuwają nade mną :) A ja ich nie zawiodę :)

niedziela, 16 grudnia 2012

Do Świąt już tylko tydzień. Na razie nie udzielił mi się ani nastrój świąteczny, ani szał porządków, ani pogoń za prezentami, karpiem, czy grochem. Wiem tylko, że szykujemy Wigilię u nas w domu i że będą moi rodzice. W sumie to jest przecież najważniejsze: święta mają być rodzinne, ciepłe, pełne radości, bliskości i spokoju. A czy na stole będzie pięć ciast, osiem sałatek, cztery rodzaje mięsa i ryba przyrządzona na sześć sposobów, czy tylko sernik, smażony karp i jedna sałatka, to nie powinno nam to zepsuć nastroju. Czy pod choinką będzie czarne porsche, czy tylko rajstopy w takim (czarnym) kolorze, to też nie powinno zabić uroku świąt. Czy dywan będzie wytrzepany na wszystkie strony, czy tylko odkurzony - również nie powinno zaburzyć spokoju i miłej atmosfery.
Życzę sobie i wszystkim dystansu, naturalności i przeżywania tego, co naprawdę ważne.