wtorek, 19 października 2010

Pigułka

Ostatnio napisałam, że mogłabym sprzedawać ciuchy, wcześniej pieprzyłam coś o marchewkach, a na początku była jakaś galeryjka. A jeszcze ponadto, to przecież coś zawodowo robię. Istny jarmark. Można się pogubić.
Postanowiłam więc uporządkować te wszystkie profesje i podać wiadomości o nich w tzw. pigułce. Choć nie wiem, czy w moim wydaniu jest to w ogóle możliwe, bo przecież moje opowieści są, według większości moich znajomych (szczególnie płci męskiej), jak telenowele wenezuelskie.
Odcinek 675:
- Eduardo!
- Margarita!
- Och, Eduardo!
- Nic nie mów Margarito!
- Ależ Eduardo?
- Pozwól mi moja najdroższa...
- Ale...
- Proszę...
- Eduardo! Przecież nie może nas zobaczyć Juan Carlos Lopez de Rodriquez!
- Nie bój się najdroższa, pilnuje nas Julio Miquel Hernadez Mendoza!
I tak dalej, itd. A do pocałunku, który jest sednem wszystkiego, dochodzi w odcinku 679 :)

Ale spróbuję. Przechodzę do rzeczy. Oto pigułka :)

1. W szkole podstawowej jako mała, pulchna dziewczynka marzyłam, żeby zostać panią nauczycielką lub panią profesor matematyki. Ten przedmiot zawsze był moją mocną stroną. Wyobrażałam więc sobie, że będę nauczać mnożenia, dzielenia, prawdopodobieństwa, pochodnych i wielu innych matematycznych działań i funkcji.
Marzenie to jednak z czasem umarło. Na pewno umarło, bo już nigdy więcej nie chciałam być żadną nauczycielką, niczego tłumaczyć i nikogo kształcić.

2. Kończąc edukację w szkole podstawowej, miałam już inny, bardzo klarowny obraz swojej zawodowej przyszłości. Otóż widziałam siebie jako... sprzedawczynię w sklepie mięsnym :) Moja postura, krótkie paznokcie i umysł matematyczny (wiecie: 4 kiełbasy, 2 salcesony, 30 dag krakowskiej, 2 porcje rosołowe, kilo żołądków...) idealnie mi pasowały. Biały fartuch umazany na czerwono, długopis za uchem i tasak w ręku.

3. Aby nie zmarnować szansy bycia znaną w całym mieście rzeźniczką z mięsnego (kto wie, może z czasem firmowego) sklepu "AGA", wybrałam się do liceum ekonomicznego.
Tu jednak moja wizja znowu została zmącona. Zaczęły wyłazić jakieś ukryte ambicje, pojawił się bardziej dojrzały punkt widzenia, myślenia, miałam nowe pragnienia, nowe marzenia. Pomału wyłaniał się obraz świetlanej kariery: wysokie stanowisko w wielkiej korporacji (sekretarka, księgowa, kadrowa, manager, zastępca, dyrektor, pani prezes...).
Bardzo lubiłam te wszystkie ekonomie, ekonomiki, finanse, rachunkowość...

Ale nie wiedzieć dlaczego, ciągnęło mnie również w stronę literatury, poezji, rymów, fraszek... Niby ścisły umysł, a jednak takie zainteresowania... Niezobowiązująco i bez przymusu, zrobiłyśmy z kilkoma dziewczynami jakieś przedstawienia, skecze i spektakle. Po jednym z nich podszedł do mnie pan dyrektor szkoły i stwierdził, że ja się chyba pomyliłam z tą ekonomią. Minęłam z powołaniem... No masz babo placek!
Myślisz, że wszystko jest poukładane w twojej główce, że wszystko zaplanowane, a tu pyk! i cały plan zburzony. To był właśnie czas, kiedy przesiadywałyśmy w galeryjce oświęcimskiej. To był TEN czas, kiedy snułyśmy z Kachą plany o naszej galerii, pełnej staroci, antyków... To był czas, kiedy widziałam siebie na deskach teatru... (najczęściej jako złą wiedźmę, macochę, czarownicę, baba jagę)...

4. Oczywiście nie mogłam nic zrobić, wycofać się. Byłam już na końcu trzeciej klasy. Za rok matura i wybór. Poważny wybór: co dalej?
Maturę z polskiego i z wciąż kochanej przeze mnie matematyki zdałam pięknie na dwie piątki. Po maturze miałam więc dylemat. Rozum pchał mnie na studia ekonomiczne, a serce w stronę aktorstwa i teatru.
Kierując się trzeźwym patrzeniem na ówczesny świat, wybrałam ekonomię. W dodatku przytrafiło mi się coś, co w 100 procentach potwierdziło słuszność mojej decyzji. Otóż idąc z Akademii Ekonomicznej w Katowicach (byłyśmy tam po papiery), wpadła mi w ręce ulotka. Ktoś na chodniku po prostu mi ją wcisnął do ręki. Myślałam, że to reklama jakiejś restauracji chińskiej, czy nowego sklepu, ale nie. To była reklama eksternistycznej szkoły aktorskiej! Oczywiście jednym tchem przeczytałam wszystko i... już nigdy więcej na poważnie nie traktowałam swoich wymysłów o aktorstwie. Dlaczego? Otóż na egzamin należało przygotować recytację prozy takiej i takiej, poezji siakiej i owakiej, zaśpiewać coś tam i ... zatańczyć w OBCISŁYM STROJU BALETOWYM ORAZ BALETKACH! Oczywiście dla mnie porażka.

5. Skończyłam administrację publiczną, potem ekonomię. Będąc na studiach, zaczęłam pracować i pracy nigdy nie zmieniłam.
Mając już swoje pieniądze, mogłam sobie pozwolić na kupno jakiegoś ciucha. I to kupowanie wlazło mi w krew. I wyleźć nie chce (obieg zamknięty:)) Ciuchów mam niezliczoną ilość i chyba jestem kopnięta. Na pewno jestem (oczywiście tylko pod tym względem). Stąd pomysł, że mogłabym sprzedawać ubrania, bo na to wydaję najwięcej pieniędzy. "Kupciuszek" :)

6. A marchewki? Na nie przyjdzie odpowiednia pora. Teraz jest za zimno :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz