poniedziałek, 1 lutego 2010

wizyty, rewizyty

Muszę przyznać, że pod względem blogowym bardzo się obijam. Nie wydarzyło się jednak nic nadzwyczajnego, a o sratach-tatach nie będę pisać (choć w sumie to chyba piszę...).

W piątek odwiedzili nas Sąsiedzi. Było miło i sympatycznie. Chłopaki: zgon. Na drugi dzień mój mężulek (podejrzewam, że w ramach rehabilitacji) pojechał ze mną do taniej odzieży :) a potem zabrał mnie na chińskie jedzenie. Ostatecznie stwierdzam, że większe korzyści i tak zaczerpnął on. Nie kupiłam prawie nic (prawie, bo sobie tylko pasek i torebkę za 3 zł, a jemu fajne koszulki), a do chińszczyzny jeszcze się nie przekonałam.
Wczoraj natomiast byliśmy na imienino-urodzinach babci. Założyłam czarny sweterek i pod spód koronkową bluzkę, jednak musiałam to szybko zmienić, bo mój znawca-stylista (mąż) powiedział, że wyglądam jak 70-siątka, która przywiozła koronki z Koniakowa, a sweter kupiła w Licheniu. No i dupa. Posłuchałam rady i wskoczyłam w biały t-shirt i jeansy. To się nazywa: być uległym mężowi :)
Z nowości w moim życiu to tyle. Wierzę, że już niedługo będę miała więcej tematów lub przynajmniej chęci.

1 komentarz: