piątek, 3 września 2010

jutro wesele (WESELEJ)

Czy suma sukcesów danego człowieka jest zawsze równa sumie jego porażek? Czy ilość sukcesów pomnożona przez ich siłę (potęgę, wielkość, zakres) jest równa iloczynowi ilości i wielkości porażek?
Np. osiągnęłam ogroooomny sukces, to czas na ogroooomną porażkę (ewentualnie kilka mniejszych porażek)?
Dostałam parę porządnych kopniaków w tyłek, to teraz czas na pasmo sukcesów?
Podobno.
Wierzę więc mocno, że po złym przychodzi dobre.
Muszę mieć siłę, żeby porażkę przekuć w złoto :)

A tymczasem jutro idę na wesele do brata Przemka - Pawła, który po x-czasie wreszcie się żeni.
Portret Pani Młodej: urocza, roześmiana blondynka w pięknej białej sukni, z długim welonem, zapatrzona swymi niebieskimi oczyma w mężczyznę swojego życia powie drżącym głosem "Tak".
Portret drugiej (przyszłej) bratowej: długowłosa szatynko-blondynka, z nogami modelki, talią osy, bułgarską opalenizną (wczoraj wróciła z Bułgarii...) i w modnej kreacji, podkreślającej wszystkie walory urody przy boku mego szwagra również z bułgarską opalenizną.
Portret mój: dojrzała 30-stka z mopem na głowie, krótkimi jak zwykle paznokciami (bo się właśnie w tym kuźwa tygodniu złamały cztery!!!), niemodnej sukience bombce, z równie bombkowatymi łydkami, o cerze w kolorze waty cukrowej (która na swych szpilkach ledwo dożyje szampana na sali), przy boku mężczyzny swego życia, któremu na pewno wykrzyczy: "Przemek, nie pij więcej, bo idę do domu!".
:):):)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz