Oczywiście najważniejszy jest sam fakt, że jesteśmy, że istniejemy. To nie podlega dyskusji. To zostawiam bez oceny.
Co więc jest najważniejsze w życiu?
Zdrowie.
Zakładam, że mam tyle kasy, że właśnie poleciałam sobie na wyspy jakieś tam, np. BuenosPalmasBananos. Leżę zjarana na gorącej plaży na brzegu lazurowego oceanu i nagle dostaję ataku kolki nerkowej. I?? I gówno mi z tego oceanu, z tych drinków z parasolkami i z czekoladowej opalenizny! Jak mnie skręca z bólu, niczym porodowego, tyle, że nie ma takiego happy endu (jak przy porodzie).
Albo: wybrałam się z 100000000000 zł na zakupy do ekskluzywnych butików. I właśnie przymierzam czerwone szpilki, kiedy dopada mnie dławiąco-duszący kaszel połączony z dreszczami i innymi dolegliwościami. I?? Mam w du... całe szpilki i szmaty z Dolczegabana!
Albo: przede mną wieczór z przystojnym brunetem, kolacja i dziki s..s (oczywiście zakładając , że nie mam męża!). Jestem prawie gotowa do wyjścia i... dostaję makabrycznego bólu ucha i dwóch zębów. I?? I pal licho z brunetem i upojnym s....m!
To i tak takie mało drastyczne przypadki. Bywa przecież zdecydowanie gorzej. Wiem to.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz