niedziela, 13 lutego 2011

jak chryzantemy

Na początku tygodnia dostałam smsa, czy przypadkiem nie wyjechałam w góry na narty, bo nie ma nic nowego na blogu. Na drugi dzień (dosłownie) usłyszałam, że na blogu zajeżdża już trupem. Wczoraj szwagier zarzucił mi: "Czorno, a Ty co? Lenia masz? Codziennie sprawdzam bloga i tylko czas marnuję!". Dzisiaj natomiast koleżanka powiedziała mi, że powinnam napisać książkę, bo blog jest naprawdę fajnie pisany. I również dzisiaj dostałam wiadomość od innej dziewuszki, że koniecznie muszę napisać coś o ciuchach retro, bo to moje klimaty, a takie właśnie odzienie weszło podobno do pewnych firmowych sklepów (jak sprawdzę, na pewno opiszę:)). Mój szef z kolei powiedział, że bardzo dobrze jak piszę to, co myślę, a nie to, co inni chcieliby usłyszeć.
Nasuwa się więc refleksja (łał, jaka jestem bystra), że wpisy czyta przynajmniej 6 osób (łał, nie na darmo Pan Ezop wypisywał wzory matematyczne na zielonej tablicy), więc nie wypada mi chyba ich zawieść.
Problem jednak polega na tym, że faktycznie ostatnio mam jakiś deficyt myślowy.
Niech wreszcie przyjdzie ta wiosna. Niech zawieje świeży wiaterek i niech przywieje optymistyczno-pogodne myśli, które pozwolą mi na kreatywną twórczość blogową. Bo choć w czwartek skończyłam 32 lata i mój znajomy, składając mi życzenia, powiedział, że czuje zapach chryzantem, to wierzę, że stać mnie jeszcze na wiele i że mój umysł będzie rozkwitał :)

1 komentarz: